Chciałabym, aby było inaczej, niestety tytuł tego artykułu mówi prawdę. Zdiagnozowano u mnie depresję i zaburzenia lękowe. Od tego czasu jestem pod stałą opieką specjalistów psychiatrów i psychologów. Mimo terapii psychologicznej i przyjmowanych leków, borykałam się z nawracającymi koszmarami oraz problemami ze snem (zwłaszcza w okresie odstawienia lub zmiany leków).  W trakcie leczenia sięgałam po przeróżne sposoby wsparcia wcześniej wymienionych metod walki z chorobą. Mam tu na myśli między innymi medytacje, aktywność fizyczną, naturalne suplementy diety uzupełniające wdrażane przez lekarza leki (np. ashwagandha).

Jeden z członków rodziny wiedzący, z jakimi problemami się borykam, postanowił podarować mi kołdrę obciążeniową. Piszę to krótkie podsumowanie w ramach podzielenia się swoimi spostrzeżeniami z osobami, które być może mierzą się z podobnymi trudnościami i zastanawiają się nad zakupem kołdry. Uwaga, to nie jest reklama. Celowo więc ukrywam nazwę firmy, z której pochodzi moja kołdra.

Choroba zaczęła objawiać się u mnie dwa lata temu między innymi potężnymi problemami z oddychaniem. Zanim trafiłam pod opiekę psychiatry, poszukiwałam rozwiązania u gastrologa, laryngologa, pulmonologa oraz innych lekarzy. Czas ten zbiegł się z początkiem pandemii, dlatego różni interniści przepisywali mi skierowania na różnokierunkowe badania w tym między innymi badanie krwi, prześwietlenie płuc, USG tarczycy oraz gastroskopię. W tym czasie przyjmowałam niezliczone ilości leków. Antybiotyki, leki na refluks, leki na grzybicę przewodu oddechowego, zapalenie oskrzeli i inne, które nie rozwiązywały mojego problemu. Zmieniłam też dietę. Po ponad roku, w końcu trafiłam na lekarkę, która zapoznała się z moją historią leczenia wnikliwie i zasugerowała kontakt z psychiatrą oraz rozpoczęła wstępne leczenie.

Doklejony uśmiech: tak w ubiegłym wieku leczono kobiety z depresji

Być może czyta to właśnie osoba, która również szuka rozwiązania podobnych problemów z oddychaniem, dlatego postaram się opisać, na czym dokładnie one polegały. Zdesperowana również szukałam w internecie osób, które żyją z podobnymi objawami lub odpowiedzi, co mi dolega. Niestety nie znalazłam wówczas informacji, które opisywałyby podobne do moich objawy. Co zatem kryje się pod tym ogólnym pojęciem „problemy z oddechem”?

Każdego dnia moje ciało próbowało podbierać powietrze tak, jakby wciąż miało go za mało. Wiązało się to często z uczuciem braku możliwości pobrania tego powietrza „do końca”. Czułam, że ciągle mam za mało tlenu, że zatrzymuje się on gdzieś na wysokości gardła lub jeśli trafia do płuc, wylatuje przezeń jak przez sito. Częstotliwość pobierania powietrza to około kilka prób złapania głębszego wdechu na minutę! Siedząc w kucki lub zakładając obcisłe spodnie, miałam uczucie przyduszenia. W moim odczuciu nie mogłam przecież oddychać „normalnie”, zatem mój organizm próbował pobierać jeszcze więcej powietrza. Nie mogłam oprzeć się też wrażeniu, że na wysokości zakończenia mostka znajduje się  też wielka napompowana przestrzeń. Pojawiły się pierwsze ataki paniki, które zwykle opisuje się jako hiperwentylację. Kiedy trafiłam pod stałą opiekę psychiatry, wytłumaczył mi on, że atak paniki to tylko wisienka na torcie, a hiperwentylacja trwająca u mnie cały dzień to efekt zaburzeń lękowych, do których dołączyła również depresja.

I tak właśnie, pisząc pokrótce, doprowadziło mnie to do momentu, w którym rozpoczęłam leczenie depresji oraz zaburzeń lękowych. Jakiś czas temu prowadząca mnie lekarka, zaproponowała zmianę leków. Odstawienie tych, które przyjmowałam wcześniej, przeżyłam fatalnie. Poza negatywnymi skutkami, które towarzyszyły mi w ciągu dnia, nie mogłam zasypiać, a kiedy już się to działo, budziłam się ze względu na dokuczające mi obrazy senne. Najprościej rzecz ujmując- koszmary. Wtedy trafiła do mnie kołdra obciążeniowa. Kołdra taka powinna ważyć 10% masy ciała. W ulotce dołączonej do kołdry zalecano przygotowanie organizmu do spania pod obciążeniem. Pierwszego dnia 15 minut pod kołdrą, drugiego godzinę i tak do przesypiania całej nocy pod obciążeniem.

Teraz pozwólcie, że poddam siebie ogniowi pytań, które być może powstały w głowie czytelnika, na skutek powyższych treści. Czy zasypiam szybciej? Nie. Czy koszmary ustąpiły? Tak. Czy przesypiam całe noce bez wybudzania się? Tak. Czy czuję się bardziej wyspana rano? Tak.

Podkreślę, że kołdra zadziałała w moim przypadku i nie musi działać jednakowoż u wszystkich, ale jeśli dzisiaj miałabym odpowiedzieć, czy warto spróbować, odpowiedziałabym, że tak.

Ukrywam swoje nazwisko pod szyldem redakcja celowo. Jeśli jednak borykacie się z podobnymi problemami lub jeśli macie jakieś pytania skontaktujcie się ze mną za pośrednictwem wiadomości na Instagramie lub Facebooku Zeberka.pl. Chętnie odpowiem na wszystkie i podzielę się z wami moim doświadczeniem, aby żadna osoba, której przytrafiło się to samo co mi, nie musiała już dłużej szukać odpowiedzi.

Nie poddawaj się.

Znajdziesz rozwiązanie.

Sygnały ostrzegawcze, że osoba z Twojego otoczenia może mieć myśli samobójcze