Kiedy myśli się o historii, widać pewną niesamowitą zależność. Przed najważniejszymi wydarzeniami zawsze następowała kumulacja. I wówczas pojawiała się ona – kropla, która przechylała czarę goryczy. Śledząc ostatnie wydarzenia nie sposób było oprzeć się wrażeniu, że wkrótce musi pojawić się coś, co sprawi, że kumulujące się napięcie wybuchnie. Tą kroplą była decyzja Trybunału Konstytucyjnego, który nam, kobietom, odebrał ten ułamek wolności w decydowaniu o sobie i swoim ciele, który gwarantował kompromis aborcyjny. Kompromis, który bronił nas chociaż przed tym, byśmy nie musiały umierać, rodzić dzieci oprawców oraz byśmy nie musiały żyć ze świadomością, że nasze dziecko umrze niedługo po porodzie, a jego krótkie życie będzie jedynie cierpieniem. Przeciwnicy aborcji wadom płodu nadali twarz dziecka z lekkim Zespołem Downa, zapominając, że istnieją również inne o wiele gorsze embriopatologie oraz, że nie każdy przypadek Zespołu Downa ma delikatny przebieg. Decyzja, która zapadła 22 października, była punktem zapalnym. Kobiety wyszły na ulice, aby wyrazić swój sprzeciw. Dołączyli do nich mężczyźni oraz niebinarne osoby. Późniejsze wydarzenia pokazały, że Strajk Kobiet jest w stanie zrobić coś, czego nie potrafili zrobić rządzący – zjednoczyć społeczeństwo.

Strajk kobiet. Poniedziałkowa blokada ulic w Warszawie i innych miastach w Polsce

Strajk Kobiet. Wspólny interes

Rozpoczęło się od feministycznych protestów, które wspierali sojusznicy, jednak do kobiet z dnia na dzień przyłączały się również inne osoby. Miały dość biernego obserwowania cierpienia większości społeczeństwa. Zewsząd zaczęło spływać poparcie. Na ulicach zaczęły pojawiać się nie tylko osoby w średnim wieku, lecz także osoby starsze i młodzież. Matki zabierają na protesty swoje córki i ich babcie. Protestują pokolenia, które po raz pierwszy od wielu lat mówią jednym głosem. W Strajku Kobiet znajdziemy osoby o różnych przekonaniach. Osoby wierzące i niewierzące, zwolenników kompromisu aborcyjnego oraz całkowitej liberalizacji prawa aborcyjnego. Osoby heteronormatywne oraz nieheteronormatywne. Dawno nie byliśmy świadkami, kiedy tak dużo różnych osób zjednoczyła jedna idea. I którzy ruszają ramię w ramię, ignorując konflikty. To już nie tylko wyraz sprzeciwu feministek. To coś o wiele większego. Sądzę, że nie będzie przesadą powiedzieć, że to historyczne wydarzenie, o którym przyszłe pokolenia będą się uczyć na zajęciach. Kiedy przegląda się komentarze pod postami bardzo często widać głosy mówiące: „będzie jeszcze czas się kłócić, teraz trzeba iść razem”. Wniosek jest prosty. Strajk Kobiet dokonał niemożliwego.

Strajk kobiet. Amerykański Vogue o zakazie aborcji w Polsce

„Kiedy państwo mnie nie chroni, mojej siostry będę bronić”

To, co widać na protestach a także w social mediach, to ogromne poczucie jedności i słuszności celu. Żadna protestująca osoba nie jest sama. Tłum skandujący „wypuść ją”, obce osoby pomagające protestującym, którzy dostali w twarz gazem pieprzowym, ludzie rozdający wodę, ciepłą herbatę i owoce, przypadkowe rozmowy na ulicy. Będąc w tym tłumie czujesz wsparcie. Wszyscy jesteśmy w jednym miejscu. Gdy oglądam przeróżne relacje, poza hasłami, które pomagają rozładować gniew i bezsilność, padają też inne. „Nie jesteś sama”, „kiedy państwo mnie nie chroni, mojej siostry będę bronić”, „myślę, czuję, decyduję” skandowane przez tysiące zebranych osób. W naszym społeczeństwie nastąpił przełom, który zawdzięczamy Strajkowi Kobiet. Dał nieśmiałą nadzieję, że w końcu zaczynamy rozumieć, że aby mieć pełnię praw i wolnej woli, musimy dać ją również innym – tym, których osobiste opinie są inne niż nasze. Na Instagramie, Facebooku czy Twitterze można spotkać komentarze osób, które mówią wprost: „Nie jestem za aborcją. Ale ludzie mają prawo decydować. Po to mamy wolną wolę”. To, że jako społeczeństwo uczymy się szacunku do odmienności, jest niezwykle budujące. Musimy jednak pamiętać o tym, że wciąż są osoby, które za wszelką cenę będą chciały nas skłócić. Sprowokować do konfliktu. A tylko zgoda może budować. Orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego pokazało nam, że żadne z naszych praw nie jest zagwarantowane na zawsze. Wczoraj były prawa społeczności LGBT+, dzisiaj kobiet, a na kogo przyjdzie czas jutro?