Iga Kreft na swoim koncie na Instagramie opublikowała bardzo długi i szczery post. Wyznała w nim, że cierpi na nerwicę z epizodami depresyjnymi. W bardzo mocnych i szczerych słowach opisała objawy. „Zaburzenia akcji serca, notoryczna senność, dramat z każdej sytuacji, płacz o pierdoły, generalnie moje całe życie stało się jakimś filmem katastroficznym”. Iga Kreft ma nerwicę!

Gwiazdy coraz częściej opowiadają o swoich problemach z depresją. Zobacz, jak ją określają!

Bardzo szczere wyznanie gwiazdy

Gwiazdy coraz chętniej opowiadają nie tylko o pozytywnych rzeczach, które spotykają je w życiu, ale także dzielą się swoimi negatywnymi przeżyciami. Wszystko, aby zerwać z uwielbianym do tej pory wizerunkiem idealnego idola. Dzięki temu każda osoba zmagająca się z podobnymi chorobami nie będzie musiała już czuć się samotnie. Głośne mówienie o zaburzeniach powoduje, że chorym osobom przestaje się wydawać, że są jedynymi, które zmagają się z daną chorobą. Iga Kreft ma nerwicę, o czym napisała w bardzo długim i szczerym wpisie na Instagramie. Wyznała, że w najgorszych momentach targały nią myśli samobójcze. Przeczytajcie koniecznie jej rozdzierający, przepełniony emocjami wpis!

 

Iga Kreft ma nerwicę

„Sama nie wierzę, że to piszę, ale od dawna chciałam to zrobić, wisiało to nade mną. Piszę to po to, aby osoby, które mają podobne przeżycia wiedziały, że to nie jest jakiś jedyny przypadek na tej planecie, że nie są same, bo mi kiedyś przeczytanie takich słów szalenie pomogło” – zaczęła swój wpis tymi słowami, odnosząc się właśnie do tego, jak pomocne może być odnalezienie innych chorujących na tę samą przypadłość osób.

„Od 6 lat choruję na nerwicę z epizodami depresji. Dwa lata temu przeszłam załamanie nerwowe, a o samej depresji dowiedziałam się na tydzień przed rozpoczęciem programu „Twoja Twarz Brzmi Znajomo”. Było to cholernie trudne wyzwanie i jak wchodziłam na próby, to miałam naprawdę czarne myśli. Gdyby nie leczenie, nie wiem, jakby się skończyło…” – przyznała. – „Nikt wtedy nie wiedział o tym, bo było to dla mnie potwornie wstydliwe. Może lepiej byłoby, gdybym jednak wtedy o tym powiedziała komuś, bo może uniknęłabym komentarzy w stylu „widza masz zabawić, jego nie obchodzi, że jest ci ciężko””.

Już jutro Ogólnopolski Dzień Walki z Depresją . Statystyki są zatrważające

Iga Kreft wyznała, że objawy nasiliły się, gdy przeprowadziła się do Warszawy i zaczęła tu samodzielne życie, a pierwsze objawy choroby pojawiły się tuż po skończeniu liceum, w trakcie studiów w Akademii Teatralnej.

O swoich myślach samobójczych mówi tak:

„Jednej nocy, jadąc pociągiem do Wrocławia, nastąpiła kulminacja, czułam, że jeśli to się nie skończy, to ja skończę ze sobą. Nie dam rady… To mnie zaalarmowało. Zaczęłam czytać następnego dnia o chorobach psychicznych i zadzwoniłam do rodziców z pytaniem, czy mój stan to może być to…? Po ponad miesiącu życia w jakimś koszmarze, objawy uspokoiły się. Samoczynnie. Nie poszłam do lekarza ani nic i to był błąd… Później zaczął się rok akademicki, cholerna fuksówka i studenci, którzy jakby wchodzili w rolę moich oprawców z podstawówki. Taka to szlachetna zabawa w poniżanie innych, ośmieszanie… Ale jakoś to przeżyłam… W ciągu roku miałam dwa takie ataki jeszcze – na święta Bożego Narodzenia i pod koniec roku akademickiego” – opisuje tragiczne zdarzenia z przeszłości.

 

„O dziwo, najgorsze symptomy pojawiały się, kiedy miałam wolne, urlop czy zwyczajnie zaczynałam się relaksować, ale dla choroby to moment, kiedy się rozluźniasz, to czas, aby móc „wyżyć się” ze wszystkich skumulowanych napięć. I tak sobie żyłam kilka lat, zazwyczaj było ok, czasem, jak się bardziej zrelaksowałam, odpuściłam, to znowu czułam ten koszmarny lęk wewnątrz, że przyjdzie atak, że wróci tamten stan, ale jakoś sama nie pozwalałam na to. Więc większość czasu żyłam w strachu i pilnowałam się, aby nie wróciło „TAMTO”. Trochę stałam się więźniem samej siebie…”

Depresja sezonowa. Te sygnały mogą sugerować, że to coś więcej niż jesienna chandra

Do terapii przekonało ją pojawienie się nowych objawów: ataki paniki oraz niekontrolowanego płaczu.

„W końcu organizm powiedział STOP. Wtedy już nie było odwrotu. Zaburzenia akcji serca, notoryczna senność, dramat z każdej sytuacji, płacz o pierdoły, generalnie moje całe życie stało się jakimś filmem katastroficznym (oczywiście tylko w mojej głowie), a do tego przecież WSZYSTKO JEST SUPER! Mam pracę, kochającego chłopaka, karierę, robię to, co lubię, więc SKĄD, DO CHOLERY, TEN DRAMAT??? Stąd, że przez tyle lat wypierałam chorobę, która wcale nie zmniejszała się, tylko rosła w siłę. Autostrada do najgorszych stanów już nie zatrzymywała lęku, tylko przechodziła w zwykłą rezygnację z chęci na cokolwiek, łatwiej było płakać, odczuwać całym ciałem ból i poddać się. Kolejny raz poratowałam się wiedzą z internetu i poszłam WRESZCIE do psychiatry.

W swoim poście zdradza o wiele więcej, dlatego zachęcamy Was do jego lektury. Prześlijcie go również dalej, aby trafił do każdej osoby, która potrzebuje dowiedzieć się, że nie jest sama.