Przyczajona pomarańcza – makijaż oka
Publikujemy kolejny makijaż konkursowy. Termin zgłoszeń minął, teraz pozostaje oglądać, oceniać i głosować. Zwiększamy jednak tempo – ponieważ wręcz zasypałyście nas swoimi makijażami, codziennie będziemy ich publikować nieco więcej. Na końcu pojawi się podsumowanie, w którym będzie można porównać nadesłane prace. Tutaj można przeczytać zasady konkursu.
Przypominamy, że głosować można na makijaż wciskając przycisk „Lubię to!”.
do pracy, to po jego otwarciu zawsze złapię kilka osób patrzących na mnie. Czy jest odpowiedni na wiosnę? Oceńcie same. 😉 A teraz konkrety.
Najpierw MUST HAVE’y:
1. Dobry podkład. Każdy ma swój ulubiony, nie ma co się rozpisywać U mnie Revlon Colorstay dla cery tłustej i mieszanej. 180tka.
2. Rozświetlacz pod oczy. W moim przypadku bez tego ani rusz. Wiosenny, energetyczny makijaż musi wyglądać przede wszystkim świeżo. Każdy ma swój ulubiony kosmetyk. W moim przypadku jest to rozświetlacz z Yves Rocher numer 102.
3. Baza pod cienie. Mój faworyt to Lumene. „Wyciąga” pigment, co jest ważne w przypadku tego makijażu.
4. Cień rozjaśniający powiekę, jak bazowy. Aktualnie jest to u mnie Bourjois numer 08. Dobrze się trzyma i dzięki temu świeżość makijażu nie traci wigoru do wieczora.
5. Pomarańczowy cień. Sekret tego makijażu. U mnie jest to promocyjny Vertigo numer 22 z Inglota (można je kupić „za połowę ceny” do innego zakupu). Dobrze się trzyma, nie osypuje się, pigment w nim rządzi. Czego chcieć więcej?
A teraz etapy pracy. Pomijam nakładanie podkładu, bazy pod cienie oraz rozświetlacza. Każda z nas robi to według własnego uznania i własnej urody oraz jej słabszych i mocniejszych stron.
Jak już mamy „podstawę” makijażu, zabieramy się za kolorówkę. Najpierw jasny cień na całą powiekę, żeby ją rozświetlić. Ja wybrałam odcień ciepły, z drobinkami rozpraszającymi światło.
Dalej modelujemy oko, nadajemy mu trójwymiarowości. Dobre do tego będą neutralne brązy i szarości, jak najmniej konkurencyjne. U mnie: paletka Avon Pink Sands. Wybrałam dwa najciemniejsze cienie.
Kolejnym krokiem jest KOLOR. Pomarańczowy „promocyjny za pół ceny” inglociak idealnie nadaje się do stworzenia mocnej plamy. Nakładamy dość hojnie i równo w zewnętrznej części górnej powieki. Ważne, żeby nie wyjechać za daleko w obie strony, żeby nie popsuć dość subtelnego
efektu.
Aby oko było wyraźniejsze, warto dodać krechę. Nie za słabą, nie za mocną. Ja swoją zrobiłam skośnym pędzelkiem i konturówką w żelu Inglot AMC nr 77. Po prostu czarna i dopasowana do kształtu oka. Ważne, żeby nie „zasmucała” nam opadającym ogonkiem spojrzenia.
Następnie tuszujemy rzęsy. Obecnie testuję różowy Vibo. Śmiesznie tani, a jakość jest bardzo dobra i nie uczula mnie. Tusz jest sprawą indywidualną, w przypadku tego makijażu wystarczy bardzo zwykły tusz, bez spektakularnych efektów, bo nie on ma tu grać pierwsze skrzypce.
Wystarczy, że podkreśli rzęsy.
Na koniec róż. U mnie Bourjois nr 10. Taki trochę opalony odcień. Pasuje do całości makijażu utrzymanego w ciepłym klimacie. Zapytacie o usta. Wystarczy delikatny połysk pomadki ochronnej. U mnie jest to błyszczyk Carmex Moisture plus z brzoskwiniowym połyskiem. Usta powinny zostać w cieniu oka.
Voila. Taki makijaż można spokojnie zaaplikować sobie do pracy. Daje energię przy każdym spojrzeniu w lusterko.