Jakiś czas temu, rozmawiając w redakcji o samoocenie i powszechnym braku akceptacji swojego wyglądu wśród kobiet, postanowiłyśmy podjąć się pewnego wyzwania: każda z nas miała zrezygnować z jednej, ważnej dla siebie rzeczy w kwestii wyglądu.

O tym jak najgorszy tydzień w moim życiu zamienił się w najlepszy

Krytyka rówieśników

Dziewczyny nie pozostawiły mi wyboru – na tydzień musiałam odłożyć prostownicę w kąt i zapomnieć o jakimkolwiek prostowaniu włosów, bo, jak się domyślacie, to właśnie włosy były jednym z moich największych kompleksów. We wczesnym dzieciństwie mocno kręcone, po pierwszym ścięciu proste jak druty, w wieku dojrzewania znowu zaczęły się kręcić – a raczej próbować się kręcić. Dotyczyło to szczególnie końców, które niestety, w niczym nie przypominały uroczych sprężyn z czasów dzieciństwa, a wręcz przeciwnie — wywijające się niechlujnie strąki.

Ideały nie istnieją. Udowadniają to te zdjęcia gwiazd

Początkowo wcale mi to nie przeszkadzało, od zawsze byłam zwolenniczką naturalności, a głęboko w duchu żywiłam nadzieję, że może to tylko etap przejściowy i już wkrótce doczekam się efektownych, naturalnych loków.

Moje podejście zmieniły komentarze jednej z klasowych koleżanek — „uczesz się wreszcie”, „wyglądasz jak wiedźma”, „zainwestuj w prostownice”. Niestety, poszłam za jej „radą” i od tamtej pory obsesyjnie zaczęłam prostować włosy.

Vanessa Hudgens przyłapana bez makijażu! Szok!

Zmiażdżona pewność siebie

I tak, aż do podjęcia wyzwania, czyli przez jedenaście lat (!) codziennie używałam prostownicy. Głupota? Chora obsesja? Czy zmiażdżona przez innych pewność siebie? Nie wiem, w każdym razie — wyzwanie okazało się moim wybawieniem.

Początkowa ekscytacja wyzwaniem prysła jak bańka mydlana już pierwszego dnia, wraz z ostatnim spojrzeniem w lustro tuż przed wyjściem do pracy. To właśnie wtedy dopadł mnie kryzys, który towarzyszył mi niemal do końca wyzwania. Może was to rozbawić, ale w tamtej chwili wyjście z domu, wydało się dla mnie czymś na miarę zdobycia Mount Everestu. Zacisnęłam jednak zęby i wyszłam, wiedząc, że ten tydzień będzie dla mnie istną torturą.

Ashley Graham pokazuje naturalność. Bez retuszu i Photoshopa

Stało się jednak inaczej – nikt nie wyśmiał mojej fryzury, nie wytykał mnie palcami, koledzy z pracy nie przestali posyłać uśmiechów, a podczas spotkania ze znajomymi zebrałam nawet sporo komplementów.

Walka z samą sobą

Nikt z tych osób nie wiedział jednak, jaką walkę toczyłam sama ze sobą. Jak trudno było spojrzeć mi na swoje odbicie w lustrze i jak brzydka i nieatrakcyjne się czułam.

Aktywistka walczy z nękaniem otyłych. Grożą jej gwałtem i śmiercią

Jednak po upływie tych siedmiu dni, coś się zmieniło. Zrozumiałam, że to JA jestem swoim największym krytykiem, i to JA pielęgnowałam w sobie to przykre uczucie upokorzenia, że to JA widzę siebie w taki i nie inny sposób, i nie jest to wcale prawdziwy obraz. Bo bez względu na to, czy mam ułożone włosy, czy nie, czy jestem gruba czy wychudzona – nie tracę przy tym na wartości jako człowiek, a dla bliskich i przyjaciół wciąż jestem tą samą osobą.

Jak walczyć z brakiem akceptacji. Wywiad z ekspertem na temat łuszczycy

W ten oto sposób, od miesiąca nie tknęłam prostownicy, zdobywając tym swój własny Mount Everest. I chociaż nie odwiodło mnie to od poddania się keratynowemu prostowaniu (wciąż czuje się lepiej w prostych włosach), to po raz pierwszy od dawna czuje się WOLNA.

Bo pamiętajcie – Nikt nie jest w stanie obudzić w nas poczucia niższości, bez naszej zgody -Eleanor Roosvelt.