Często rozmawiając z koleżankami czułam się jak z obcej planety. Znajome dziwiły się, że jeszcze nie zamieniłam maseczek w kremie na koreańskie w płachcie. Wszystkie zachwalały zalety szybkiego wchłaniania się produktu, wygodę i natychmiastowe efekty. Zachęcona tymi wspaniałymi recenzjami, wybrałam sobie 7 maseczek odpowiadających problemom, z jakimi zmaga się moja cera i przeszłam do działania. Szybko okazało się, że to lekcja nie tylko dla mojej skóry, lecz także mojego charakteru.

Wiecie jak to jest z reklamami – wszystko fajnie wygląda po drugiej stronie. A kiedy z entuzjazmem podchodzisz do tego, co tak pięknie prezentowało się na instagramie, czujesz ogromny zawód widząc, że u Ciebie to nie działa tak, jakbyś tego oczekiwała.

ZOBACZ TEŻ: POZWALASZ MASECZCE W PŁACHCIE WYSCHNĄĆ NA TWARZY? TO KARYGODNY BŁĄD!

To bardzo dobry moment na podkreślenie jednej, ważnej rzeczy: wszystko z Tobą w porządku. Wina jest po przerysowanej stronie reklamy.

To był pierwszy policzek, jaki otrzymałam już dnia pierwszego – słysząc tak pochlebne opinie myślałam, że efekty zobaczę po samym ściągnięciu maski. Jak się spodziewacie, nie doczekałam się chóru anielskiego a mój wielki entuzjazm uleciał jak powietrze z przekłutego balonika.

DZIEŃ 1
Moja cera była owszem, bardziej nawilżona i delikatniejsza. Ale taki sam efekt widziałam po maseczkach w kremie. Drugi błąd? W myśl stereotypu, “Polak potrafi”, oczywiście nie przeczytałam ani słowa umieszczonego na opakowaniu. Miałam zmyty makijaż, ale dopiero następnego dnia doczytałam, że powinnam była przemyć ją tonikiem przed, aby pomóc produktom lepiej się wchłaniać. Kolejnym trickiem jest potarcie saszetki przed otworzeniem – dzięki temu płachta bardziej nasiąknie płynem i nie wyleje się po otwarciu.

DZIEŃ 4
Wstając rano po kolejnej maseczce poczułam różnicę. Cera była bardziej rozświetlona i nawet przez moment zastanawiałam się, czy może dziś jest ten dzień, kiedy wreszcie odważę się przyjść do redakcji bez makijażu… Nie, to nie był ten dzień, ale moja twarz była już w dużo lepszej kondycji. Poczułam, że zaczynam rozumieć to wielkie zainteresowanie tymi maseczkami.

DZIEŃ 7
Rytuał nakładania maseczki na wieczór stał się miłym końcem dnia. I chociaż irytowało mnie, jak momentami potrafiły się zsuwać z twarzy, szczególnie gdy używałam telefonu bądź czytałam książkę (z głową pochyloną w dół) to cieszył mnie efekt końcowy. Poczułam jednak smutek, gdy poprzedniego wieczoru wyciągałam ostatnią saszetkę z maseczką.

ZOBACZ TEŻ: Po zobaczeniu tego filmu już nigdy nie nałożysz maseczki na brwi. Ona ich już nie ma

Moje przemyślenia? Uważam, że maseczka w płachcie to świetna sprawa. Jedna w tygodniu, stosowana regularnie powinna pomóc w braku nawilżenia, rozświetleniu twarzy a nawet pomoże zniwelować cienie pod oczami lepiej, niż większość korektorów. Za minus uważam jednak cenę, która w większości dobrych maseczek jest dość wysoka. Co nie zmienia faktu, że warto!

Macie jakieś kosmetyki, które chciałybyście, by nasza redakcja poddała testom na własnej skórze? Koniecznie dajcie znać w komentarzach!