Wszystko zaczęło się dosyć niepozornie. Rozmawiałyśmy w redakcji o kobietach, o współczesnym pięknie, o depilacji i jej braku. Wtedy jedna z nas wpadła na pomysł: zróbmy własne wyzwanie. Każda z nas zrezygnuje z jednej, ważnej dla siebie rzeczy w kwestii wyglądu.Wybrałam makijaż, bo wiedziałam, że to właśnie z nim będzie mi się najtrudniej pożegnać.

Chociaż nie przywiązuje do niego zbyt dużej uwagi, to zdecydowanie lepiej czuję się z makijażem. Na co dzień wystarcza mi podkład, róż, kredka do brwi i tusz – to mój kompletny zestaw, ale jak to jest bez niego? Byłam podekscytowana myślą na nowe wyzwanie. Chciałam pokonać własne opory i stawić czoła kompleksom.

Najtrudniejsze są początki i tak było również w tym przypadku. Zrezygnowałam z kredki do brwi i podkładu, ale nałożyłam warstwę kremu BB. To wystarczyło, by poczuć się lepiej. Nie potrafiłam przełamać się do końca. Mijając ludzi na ulicy, w metrze i autobusie nie zauważyłam jednak żadnej różnicy. Nikt nie zwracał uwagi na to, jak wyglądam. Reakcje były zupełnie takie same, jakbym miała na sobie pełny makijaż. Każdy zajęty swoimi sprawami, czyta, rozmawia przez telefon, przechodzi obok mnie zwyczajnie, tak jak w każdy inny dzień.

TE MAŁE ZMIANY W RUTYNIE PIELĘGNACYJNEJ MAJĄ WIELKI WPŁYW NA NASZĄ PLANETĘ

W ciągu kolejnych kilku godzin w pracy zupełnie zapomniałam o swoim wyglądzie. Dopiero lustro w windzie przypomniało mi o wyzwaniu, ale zareagowałam śmiechem i poczułam ulgę. Pomyślałam, że tak naprawdę nic nie muszę, a brak makijażu to nie koniec świata. Drugiego dnia odłożyłam krem BB na półkę z resztą kosmetyków.

Następnych kilka dni spędziłam zupełnie zwyczajnie. Rano oczyszczanie twarzy i krem nawilżający. Zaczęłam przyzwyczajać się do siebie i akceptować niedoskonałości. Cienie pod oczami i drobne wypryski były widoczne. I autentyczne, bo przecież tak wyglądam codziennie wieczorem, każdego dnia, kiedy nie trwa wyzwanie.

Po kilku kolejnych dniach przestałam zwracać uwagę na brak makijażu. Cieszyłam się z zaoszczędzonego rano czasu, za to wieczorem poświęcałam swojej cerze więcej uwagi. Stosowałam maseczki, serum i krem pod oczy. Regularnie wykonywałam masaże z użyciem wałeczka jadeitowego i nakładałam żelowe płatki pod oczy. Zaczęłam się sobie podobać taka, jaka jestem naturalnie.

ZEBERKA W COSMOPOLITAN: O NIE.

Skoro wyzwanie zaczęło iść gładko, pomyślałam, że warto zawiesić poprzeczkę wyżej. Umówiłam spotkanie ze znajomymi, nie wspominając zupełnie nic o eksperymencie. Znów pojawiły się lekkie obawy, zastanawiałam się jak zareagują. Okazało się, że niepotrzebnie. Nikt nie patrzył na mnie w inny sposób, nie krytykował. Nie odczułam różnicy. Brak tuszu do rzęs i podkładu niczego nie zmienił.

Przekonałam się, że dążenie do doskonałości i staranne tuszowanie wyprysków i cieni pod oczami to pułapka, którą warto opuścić, by poczuć się dobrze z samą sobą.

Makijaż nadal sprawia mi przyjemność. Kiedy wyzwanie się skończyło i znów wytuszowałam rzęsy, nałożyłam podkład i róż, poczułam się dobrze, ale nie lepiej. Naturalny wygląd nie jest już dla mnie przymusem, ale swobodną alternatywą. Pokonanie presji wyglądu jest trudne, ale możliwe, bo w rzeczywistości najbardziej surowymi sędziami wobec siebie jesteśmy my sami.

ZEBERKA W COSMOPOLITAN: WSCHODNI LIFTING, CZYLI JAK DZIAŁA MASAŻ GUA SHA