Kolekcje pojawiające się w sieciówkach mają najczęściej dość krótki okres życia. Biorąc pod uwagę ilość ubrań, która pojawiaj się w każdej z nich, a także czas, w którym klientki mogą dokonać ich zakupu, niemożliwym jest, by wszystkie produkty zostały sprzedane. Nawet pomimo obniżek cen i sezonowych wyprzedaży.

ZOBACZ TEŻ: Wow! Tak H&M czaruje klientki swoją kolekcją świąteczną na 2017 rok

Co zatem dzieje się z ubraniami, które nie znajdą właścicielek? Na to pytanie postanowili odpowiedzieć dziennikarze szwedzkiej telewizji SVT. Sprawdzili na przykładzie H&M. Wyniki dziennikarskiego śledztwa są… zatrważające!

Do jakich wniosków doszli? Jeśli myślałyście, że ubrania, których szwedzka sieciówka i tak nie ma już szans sprzedać pod własnym szyldem, są wykupywane przez pośredników i trafiają na rynki sprzedaży niedostępne dla marki albo do outletów, byłyście w błędzie. Sieć pozbywa się niesprzedanych ubrań. I to dosłownie.

Dziennikarzom udało się dotrzeć do informacji, z których wynika, że w samym tylko 2016 roku H&M zutylizował w miejskich kotłowniach miejscowości Vasteras 19 ton odzieży. Tak, ubrania zostały po prostu spalone!

ZOBACZ TEŻ: Te botki z Mango to absolutny must-have karnawału!

Sama sieciówka tłumaczyła tę sytuację tym, że zniszczone produkty uległy uszkodzeniom podczas transportu, były zniszczone przez wodę, zajęte przez pleśń lub były skażone jeszcze na etapie produkcji dużą ilością chemikaliów (co także może niepokoić)…

Co więcej, wg szacunków dziennikarzy, szwedzka sieciówka może mieć na swoim koncie podobną utylizację około 400 ton ubrań!

Co o tym myślicie?