Na pewno zetknęłyście się z taką sytuacja nie raz i nie dwa. Rozmiarówka w jednym sklepie nie odpowiada rozmiarówce w innym. Ba! Nawet w obrębie kolekcji jednej sieciówki da się zauważyć różnice – np. w zależności od tego, czy akurat mierzycie spodnie, czy sukienkę. I tak to, co w jednym sklepie potrafi być zgrabnym „38”, w innym jest czasem nawet „42”.

ZOBACZ TEŻ: Największe wpadki dziennikarek!

Cóż… Jeśli pojecie vanity sizingu jest Wam znane, a do tego numerki na metkach nie robią na Was najmniejszego wrażenia, problem może dla Was nie istnieć, poza oczywiście drobnym utrudnieniem. Jeśli jednak sugerujecie się tym, jaki rozmiar nosicie, wpływa to na Wasze samopoczucie, na pewno znacie uczucie co najmniej lekkiego zdołowania po takiej przygodzie w przymierzalni.

Nie jest tajemnicą, że sieciówki robią, co mogą, by zachęcić klientki do zakupu. Jednym z nagminnie stosowanych zabiegów jest właśnie vanity sizing. Najprościej mówiąc, polega on na zaniżaniu numeracji ubrań tak, by klientka miała wrażenie, że nosi ubrania mniejsze niż w rzeczywistości, co przekłada się na dobre samopoczucie niektórych pań…

ZOBACZ TEŻ: Odrobina absurdu, czyli jeżeli planujesz dokonać zwrotu w Zarze, NIE MOŻESZ…

Na szczęście nie dzieje się tak w przypadku każdej klientki. Niektóre coraz częściej i coraz głośniej zaczynają wyrażać swój sprzeciw wobec tej szkodliwej praktyki. Do tego grona dołączyła ostatnio polska blogerka i dietetyczka, Monika Gabas.

Prowadząca bloga Dr Lifestyle miała okazję na własnej skórze przekonać się o tym, jak ciężko czasem dobrać ubranie do swoich wymiarów. Szczególnie wybierając je z kolekcji sieciówek jak Stradivarius – kierujących swoją ofertę także do nastolatek. Monika postanowiła dosadnie wyrazić swoje zdanie na temat rozmiarówki nie mającej odbicia w rzeczywistych wymiarach… Zrobiła to za pośrednictwem facebookowego posta, który w viralowym tempie rozszedł się w Internecie.

Drogi Stradivariusie, Bershko, Zaro i reszto inditexowej bandy – zaczęła swój post.

Pozdrawiam Was serdecznie środkowym palcem w imieniu wszystkich kobiet, które musiałyby użyć łyżki do butów i smaru, by wcisnąć się w Wasze dżinsy w swoim standardowym rozmiarze.

To nie my jesteśmy niewymiarowe i nienormalne. To z Wami jest coś nie tak!

Na co dzień noszę rozmiar 38. Dawno pogodziłam się z tym, że u Was 40. Podchodzę do wieszaka, widzę dwa szparagi zamiast nogawek, więc profilaktycznie biorę 42.

I co? Widzicie na załączonym obrazku. Ku mojemu zaskoczeniu, udało mi się przecisnąć piętę (zdarzało się, że nawet ta część mojego ciała była za gruba na Wasze normy), a później było tylko gorzej.

Jeśli w rozmiar 42 nie mieści się 25-latka, która zdrowo się odżywia i regularnie uprawia sport, to dla kogo do cholery Wy to szyjecie? – podsumowała dobitnie.

style="overflow:hidden;">ZOBACZ TEŻ: Ta kobieta w dobitny sposób powiedziała znanej sieciówce, co o nich myśli

Pod postem szybko pojawiło się ponad 1000 komentarzy, popierających blogerkę. Nie zabrakło słów wsparcia, złości i całkowitego zrozumienia, co pokazuje także skalę zjawiska, jakim jest złe opisywanie rozmiarówki.

Pozostaje mieć tylko nadzieję, że razem z rosnącą świadomością klientek, vanity sizing przestanie w końcu przynosić efekty…