To prawdziwa rzadkość, by na okładkę Vogue trafiła gwiazda o rozmiarze większym, niż 36.

A jednak – Adele jest teraz na szczycie i nie sposób było odmówić jej tego zaszczytu. Spójrzmy na to inaczej: to zaszczyt dla Vogue’a gościć Adele.

Piosenkarka została jednak poddana silnej metamorfozie – zdjęcia są maksymalnie wyretuszowane, a gwiazda, owszem, piękna, ale niepodobna do samej siebie. Można ironicznie stwierdzić, że miała szczęście, bo gdy Jennifer Hudson trafiła do Vogue’a jeszcze przed swoim spektakularnym odchudzaniem, fotograf i edytor nie byli skorzy do podobnych poprawek, zaś Anna Wintour, naczelna pisma, dorzuciła swoją „wisienkę na torcie” wybierając na okładkę nie najlepsze zdjęcie gwiazdy.

Magazyn, który ma niepisany kodeks wielbienia tego, co szczupłe, publikuje wypowiedzi Adele:

– [Tusza] to nigdy nie był mój problem. Nie zadawałam się z ludźmi, którzy mają na tym punkcie obsesję. Jasne, że miewałam kompleksy, ale starałam się unikać osób, które zwracały na to uwagę.

Gwiazda dodaje też, że nigdy nie zgodzi się na to, by zostać twarzą jakiejś marki:

– Nie chcę, żebyście oglądali mnie porozlepianą na wszystkich ulicach. Jeśli zaoferowaliby mi 10 milionów funtów, powiedziałabym, żeby się odp**przyli. Poza tym ja nie nadawałabym się na żadną reklamę z wyjątkiem pełnokalorycznej coli – dodaje z przekąsem.