Trzecia edycja You can dance już za nami. Jurorzy zaznaczali, że była najlepsza z dotychczasowych. Była to też edycja, w której mogliśmy podziwiać Kingę Rusin w jej najgorszych wydaniach.

Już w poprzednich częściach programu gorąco komentowano stroje prowadzącej – ci bardziej życzliwi żartowali, że jej stylistką jest przyjaciółka Hanny Lis.

Dziwaczna mieszanka elegancji, młodzieżowego luzu, sportowej wygody i rockowego seksapilu, pogłębiające się do pępka dekolty, czy spódniczki baletnicy połączone ze skórzanymi gorsetami – to obraz Kingi z I i II części YCD.

W tej edycji było już tylko gorzej – nie zabrakło ulubionego fasonu Kingi – ogromnego dekoltu i stanika na wierzchu (przy jej umięśnionej figurze to był bardzo zły wybór), jedwabnych spodni wpuszczonych w buty emu połączonych ze sznurem pereł przy szyi, kwiecistych sukienek, aż po założenie biustonosza do bluzki bez pleców(!).

Okazuje się jednak, że kreacje Kingi były bardzo dokładnie wybrane przez nią samą i jej zaufaną stylistkę. Chodziło o to, żeby prowadząca nie wyglądała zbyt poważnie (staro?) przy nastoletnich uczestnikach.

Ubrania te nie były też tanie. Sławna czerwona bluzka założona do poszarpanych dżinsów to przywieziona z Argentyny kreacja od jednego z najsłynniejszych projektantów.

Na finał You can dance Kinga wybrała długą, trochę babciną suknię w żywych kolorach. Jak na jej poprzednie eksperymenty, nie było to najgorsze wydanie. Ale czy warta była swojej ceny? Na jednym ze sklepów internetowych można kupić tę kreację za 485 $ .Jest ona autorstwa projektantki Diane von Furstenberg.

 Kinga Rusin nie żałuje pieniędzy na stroje

Suknia zaprojektowana przez Diane von Furstenberg – wybór Kingi Rusin na finał „You can dance”.
 Kinga Rusin nie żałuje pieniędzy na stroje

Kinga Rusin nie żałuje pieniędzy na stroje