Od kiedy pamiętam, na głowie miałam szopę włosów. Taką, która się elektryzuje i puszy, a w wilgotne dni wygląda dobrze tylko do momentu wyjścia z domu.

Marzyłam o tym, by nie musieć katować siebie i swojej czupryny wałkami, okrągłą szczotką, prostownicą.

Brzmi znajomo?

Podcinając końcówki w salonie fryzjerskim, do którego chodzę od paru lat, fryzjerka spytała się:

– Czy prostuje pani włosy prostownicą?
– Niestety – odparłam.

W tym momencie przyszło mi usłyszeć cały wykład na temat zabiegu, dzięki któremu moje włosy będą proste, gładkie, błyszczące i to zaledwie po wysuszeniu ich suszarką.

Mowa o KERATIN COMPLEX SMOOTHING THERAPY, czyli prostowaniu włosów przy użyciu keratyny.

Do ręki dostałam ulotkę. Oto, co w niej przeczytałam:

Specjalna formuła rewitalizująca i odmładzająca włosy, eliminuje puszenie oraz kręcenie się włosów. Nasza zaawansowana opatentowana formuła kosmetyku, przywraca i odbudowuje strukturę włosów poprzez przenikanie specjalnej mieszanki naturalnej keratyny głęboko do wnętrza włosów. Mieszek włosowy zostaje pokryty keratyną, która przyspiesza proces uzdrawiania włosów oraz pomaga w ochronie włosów przed działaniem takich szkodliwych toksyn jak dym z papierosów, spaliny, czy promieniowanie ultrafioletowe.

Keratin Complex Smoothing Therapy by Coppola formuła ta stworzona by zrelaksować wewnętrzne warstwy włosa, utrzymuje się nawet do 5 miesięcy, w zależności od rodzaju włosów i stosowanej pielęgnacji po terapii. Dzięki tej terapii czas potrzebny do codziennej stylizacji włosów zostaje skrócony do minimum, wystarczy umyć włosy i je wysuszyć – koniec udręki z modelowaniem szczotką i używaniem prostownicy, która niszczy włosy.

– A czy włosy nie będą oklapłe? – spytałam zaniepokojona.
– Nie, odbijemy je od skóry – zapewniła troskliwie pani fryzjerka. – Na dodatek ten zabieg nie niszczy włosów, a je wzmacnia. Są błyszczące i zdrowe, a pani nie musi ich codziennie układać.

Brzmiało to jak sen o fryzurze idealnej.

Kiedy następnego dnia pojawiłam się w salonie, fryzjerka umyła mi włosy i wysuszyła je. Następnie dokładnie, pędzlem, partia po partii, od nasady aż po końce, rozprowadziła na nich czystą keratynę – lepką maź.

Pora na suszenie – włosy muszą być wysuszone całkowicie, po czym przeciąga się po nich kilkakrotnie prostownicą. Czuję niemiły, gryzący zapach – to właśnie keratyna.

Podczas tego zabiegu przyglądałam się swojej czuprynie z nietęgą miną.

Moja „szopa” zmieniła się w parę nitek. Nigdy nie miałam wrażenia, że mam na głowie mniej włosów.

– Oczywiście włosy będą wyglądać tak, jak powinny, dopiero po umyciu – zaznacza fryzjerka.

Po umyciu, czyli po… 3 dniach. Tyle właśnie musi przeleżeć na włosach nietknięta keratyna, by móc wniknąć głęboko we włosy. Nie można ich wówczas myć czy związywać (by ich nie odkształcić).

Po trzech dniach ukrywania się przed światem, z prostymi jak drut włosami, siadam na fotelu z nadzieją, że warto było czekać.

Fryzjerka myje włosy, suszy je, prostuje je ponownie (to konieczne) i… z puszystej fryzury wyglądam tak, jakby ktoś nagle wyrwał mi pół kosmyków ze skóry. Jestem lekko wystraszona, co od razu daje się zauważyć.

– Może pani umyć je znowu po powrocie do domu. Będą takie, jak mają być – pociesza.

Płacę zatem, odbieram kosmetyki (400 ml każdy, wliczone w cenę zabiegu), czyli odżywkę i szampon, który nie wpłukuje keratyny z włosów. Czym prędzej wracam do domu, zabiegam się za mycie, suszę suszarką i…

Jestem załamana!

Włosy są okrutnie ciężkie. Proste, błyszczące, ale ciężkie i bez życia, o 1/10 poprzedniej ich objętości.

Zaczynam zatem próbować nieco je podnieść. Z marnym rezultatem – proste i sypkie włosy są odporne na tapirowanie, grzywki zdaje się być o połowę mniej.

– Wyglądasz, jakbyś łysiała – żartuje moja druga połówka.

A ja załamuję ręce.

Po tygodniu włosy są już nieco żywsze i odrobinę bardziej odbite od skóry. Do dawnej objętości nadal jednak daleko. Pokręcone lokówką utrzymują się 2-3 razy KRÓCEJ, niż przed zabiegiem. O podobnych efektach nie ma mowy.

Za to wciąż błyszczą, są proste, wypada ich mniej, mniej też się łamią. Nie ma efektu poszarpanych kosmyków czy siana – włos jest zdrowy.

Wrażenia

Niestety, z obiecanej przez fryzjerkę objętości nie wyszło nic. Wręcz przeciwnie – włosów zdaje się być mniej, gdyż są ciężkie, proste jak druty, bardzo sypkie.

To efekt, który rozczarował mnie najbardziej.

Trzeba jednak przyznać, że wszystkie obietnice z ulotki są spełnione – włos jest odżywiony, błyszczący, mocny. Efekt prostowania jest trwały.

Do tego stopnia, że każda inna fryzura jest trudna do ułożenia.

Kto będzie zadowolony z zabiegu?

Panie, które chcą mieć BARDZO proste włosy, bez potrzeby ciągłego używania prostownicy. Przy okazji odżywią czuprynę, odbudują zniszczone pasma. Żadna odżywka i nabłyszczacz nie działa lepiej. Włos jest odporny na działanie temperatury, nie puszy się, nie przyjmuje zapachów.

Kto się zawiedzie?

Panie, którym zależy na objętości. Puszystość włosa zostaje zniwelowana, a każda próba podniesienia go spełza na niczym. Włos nie poddaje się tapirowaniu, a podkręcony szybko prostuje się.

Ile utrzymuje się efekt?

Usłyszałam zapewnienia o trwałości do 5 miesięcy. W tym czasie włosy należy pielęgnować odpowiednimi kosmetykami, które nie wypłukują keratyny z włosów (zestaw o wartości 70 zł, czyli odżywka i szampon po 400 ml każdy wliczone są w cenę zabiegu).

Cena:

490 zł – wystarcza na pokrycie włosów średniej długości, choć zależy do od ilości włosów i ich chłonności.

Każdy dodatkowy mililitr to ok. 10 zł dopłaty.

 
Poniżej przykładowe efekty: